Smak chleba 2
Krywaj
Wysyłka:
1 - 3 dni robocze + czas dostawy
Sugerowana cena
Nasza cena
20,51 PLN
Oszczędzasz 30%
Najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni: 18,90 zł
„Smak chleba” – podtytuł „Służące XX i XXI wieku” – zbiór opowiadań Polek i Polaków o pracy za granicą – wydanie drugie książki autorstwa Grażyny Lemmens-Wasilewskiej-Glaza – Polki mieszkającej w Holandii. Pierwsze wydanie ukazało się w 2017 r. Na stronach książki autorka zebrała i zamieściła historie oparte na faktach, historie zdesperowanych osób, które podobnie jak ona pozostawiły najbliższych i zdecydowały się na wyjazd poza granice ojczyzny za przysłowiowym „chlebem”. Słowo wstępne do książki napisane przez autorkę zaczyna się poniższymi cytatem: „W ojczyźnie już nie nasza… W innym kraju, nigdy nie będziesz ich… Zawsze będziesz już dla wszystkich obca.”
Fragmenty:
GRECJA – Grażyna
… Od rana, całymi dniami siedziałyśmy stłoczone w biurze w różnych pokojach bez jedzenia i picia. Od czasu do czasu wołali kogoś lub ktoś wchodził i przyglądał się nam. Jeżeli ktoś im się spodobał, to brali do pracy. Dobrze, że nie zaglądali nam w zęby, żeby tak do końca nas jeszcze upodlić, bo przecież praktycznie prawie nikt nie miał za co i czym wrócić do domu. Udawali, jak bardzo nam pomagają, jak bardzo się poświęcają, żeby nam załatwić pracę, że to tylko chwilowe, bo zawsze mają pracy aż za dużo i chętnie pożyczą parę groszy na jedzenie i hotel, żeby nas jeszcze bardziej uzależnić od siebie. W takim przypadku musieliśmy wziąć pracę taką jaka się trafiała, bo przecież trzeba było oddać forsę i zapłacić 100 dolarów za jej załatwienie. Jak było coś tzn. trafiała się jakaś praca od razu, to najpierw straszyli, kazali mówić to, co im pasowało i sprzedawali nas jak ślepe kociaki z kosza. Jeżeli któraś się zgodziła, to wieźli każdą osobno pod wskazany adres. Po drodze wyzywały, straszyły i leciały szybko jak diabły z grzeszną duszą tylko nam głowy podskakiwały na wertepach. Nawet nam nie pomogły z walizami, zostawiały u nowych pracodawców w ciemno i znikały…
HOLANDIA – Julian
… Szef okazał się człowiekiem, który po trupach idzie do przodu nie licząc się z ludźmi. Oby tylko jak najwięcej Polaków czy innych cudzoziemców wykorzystać. Aby płacić jak najmniej zaniżał godziny pracy. Zrywał nas wcześnie rano, pokrzykiwał przy tym, a właściwie, to klął jak szewc, tylko w swoim języku. Nie rozumieliśmy dokładnie co mówi, ale z tonu, w jakim się wydzierał wiedzieliśmy, że jest zły. Zresztą, zawsze był zły. Nie mieszkaliśmy we wcześniejszych warunkach długo. Szef doszedł do wniosku, że za drogo za nas płaci. Zabrał nas do siebie i ulokował w hangarze, gdzie stały maszyny do pakowania sadzonek z ziemią w doniczki. Na górze było otwarte pomieszczenie, gdzie zmuszeni byliśmy zostawić swoje rzeczy. Takie warunki nam stworzył, że wołały o pomstę do nieba. Nie było ani gdzie normalnie cokolwiek ugotować, ani gdzie po ludzku się w spokoju wykąpać czy poleżeć po pracy. A pranie, zakupy, jakiś relaks, to było dla panów, a nie dla służących. Nawet w niedzielę kazał hakać zielsko. Wtedy jednak wywoził nas na pola, które były pod lasem, daleko za wsiami, żebyśmy nie rzucali się w oczy ludziom, bo ktoś mógłby zameldować, gdzie trzeba. Na domiar wszystkiego nie było setek za nadgodziny i niedzielne prace. Czasami było tak gorąco, że można było zemdleć. Nie dał nawet wody do picia. A jak któregoś dnia jeden z nas zapytał, czy może dać nam rękawice, bo takie zielsko, pokrzywy i oset, że całe ręce poranione i poparzone, to tak się wściekł, złapał całą garść ostu, skręcił w rękach, wsadził do ust i zagryzał tak, że mu zielony sok kapał po brodzie. Wyglądał strasznie, niczym wampir.
Fragmenty:
GRECJA – Grażyna
… Od rana, całymi dniami siedziałyśmy stłoczone w biurze w różnych pokojach bez jedzenia i picia. Od czasu do czasu wołali kogoś lub ktoś wchodził i przyglądał się nam. Jeżeli ktoś im się spodobał, to brali do pracy. Dobrze, że nie zaglądali nam w zęby, żeby tak do końca nas jeszcze upodlić, bo przecież praktycznie prawie nikt nie miał za co i czym wrócić do domu. Udawali, jak bardzo nam pomagają, jak bardzo się poświęcają, żeby nam załatwić pracę, że to tylko chwilowe, bo zawsze mają pracy aż za dużo i chętnie pożyczą parę groszy na jedzenie i hotel, żeby nas jeszcze bardziej uzależnić od siebie. W takim przypadku musieliśmy wziąć pracę taką jaka się trafiała, bo przecież trzeba było oddać forsę i zapłacić 100 dolarów za jej załatwienie. Jak było coś tzn. trafiała się jakaś praca od razu, to najpierw straszyli, kazali mówić to, co im pasowało i sprzedawali nas jak ślepe kociaki z kosza. Jeżeli któraś się zgodziła, to wieźli każdą osobno pod wskazany adres. Po drodze wyzywały, straszyły i leciały szybko jak diabły z grzeszną duszą tylko nam głowy podskakiwały na wertepach. Nawet nam nie pomogły z walizami, zostawiały u nowych pracodawców w ciemno i znikały…
HOLANDIA – Julian
… Szef okazał się człowiekiem, który po trupach idzie do przodu nie licząc się z ludźmi. Oby tylko jak najwięcej Polaków czy innych cudzoziemców wykorzystać. Aby płacić jak najmniej zaniżał godziny pracy. Zrywał nas wcześnie rano, pokrzykiwał przy tym, a właściwie, to klął jak szewc, tylko w swoim języku. Nie rozumieliśmy dokładnie co mówi, ale z tonu, w jakim się wydzierał wiedzieliśmy, że jest zły. Zresztą, zawsze był zły. Nie mieszkaliśmy we wcześniejszych warunkach długo. Szef doszedł do wniosku, że za drogo za nas płaci. Zabrał nas do siebie i ulokował w hangarze, gdzie stały maszyny do pakowania sadzonek z ziemią w doniczki. Na górze było otwarte pomieszczenie, gdzie zmuszeni byliśmy zostawić swoje rzeczy. Takie warunki nam stworzył, że wołały o pomstę do nieba. Nie było ani gdzie normalnie cokolwiek ugotować, ani gdzie po ludzku się w spokoju wykąpać czy poleżeć po pracy. A pranie, zakupy, jakiś relaks, to było dla panów, a nie dla służących. Nawet w niedzielę kazał hakać zielsko. Wtedy jednak wywoził nas na pola, które były pod lasem, daleko za wsiami, żebyśmy nie rzucali się w oczy ludziom, bo ktoś mógłby zameldować, gdzie trzeba. Na domiar wszystkiego nie było setek za nadgodziny i niedzielne prace. Czasami było tak gorąco, że można było zemdleć. Nie dał nawet wody do picia. A jak któregoś dnia jeden z nas zapytał, czy może dać nam rękawice, bo takie zielsko, pokrzywy i oset, że całe ręce poranione i poparzone, to tak się wściekł, złapał całą garść ostu, skręcił w rękach, wsadził do ust i zagryzał tak, że mu zielony sok kapał po brodzie. Wyglądał strasznie, niczym wampir.
Szczegóły
Autor: Grażyna Lemmens-Wasilewska-Glaza
Wydawnictwo: Krywaj
ISBN: 9788366638341
Ilość stron: 150
Format: 12.5 x 19.5 cm
Oprawa: Miękka